W chuście czy bez? – recenzja książki “Moja algierska rodzina” Alice Schwarzer

“Moja algierska rodzina” Alice Schwarzer

Od dziecka lubiłam pisać. Akcja jednego z opowiadań powstałych w moich nastoletnich czasach toczyła się w Algierii. Kraj ten wydawał mi się wielce interesujący i szalenie tajemniczy, w odróżnieniu od bardzo popularnego Egiptu czy Tunezji. Nie były to jeszcze czasy ogólnie dostępnego Internetu, stąd puściłam wodze fantazji i zaczęłam sobie wyobrażać, jak tam jest. Dziś mamy już znacznie lepsze źródła. Każdego dnia wydawane są książki, przekazujące informacje o innych kulturach. Jest to szczególnie atrakcyjne w obecnym czasie, gdy z powodu epidemii koronawirusa mamy ograniczone możliwości podróżowania. Ale właśnie po to jest literatura – by zabrać nas tam, gdzie nie możemy fizycznie dotrzeć.

Książką, o której chcę dziś opowiedzieć jest “Moja algierska rodzina” – reportaż autorstwa niemieckiej dziennikarki feministycznej Alice Schwarzer. I chociaż jest to opowieść o Algierczykach w ogóle, to wyłania się z niej fascynujący obraz kobiet zanurzonych w tamtejszej, islamskiej kulturze.

Gościnny jak muzułmanin

Wiara mahometańska przybyła do Algierii, podobnie jak do innych państw północnej Afryki, na przełomie VII i VIII wieku naszej ery. Zadomowiła się tam tak dobrze, że dziś wyznaje ją 98% mieszkańców kraju. Prawo islamu obejmuje wszystkie dziedziny życia, co sprawia, że ta religia bywa dla nas, Europejczyków niezrozumiała. Takie determinowanie codzienności szczególnie można zauważyć w odniesieniu do kobiet. Ale o tym za chwilę.

Reportaż ukazał się nakładem wydawnictwa Czarne i jest opowieścią o wielkiej przyjaźni, jaka połączyła Alice Schwarzer z jej algierską koleżanką po fachu, a później całą jej wielką rodziną. Dla polskiego czytelnika może to się wydawać zaskakujące, by ludzie zanurzeni w tak różnej od naszej kulturze, przyjmowali kogoś z szeroko otwartymi ramionami. Mało tego, prowokuje do pytań, czy my potrafilibyśmy tak samo? Tymczasem autorka towarzyszy Algierczykom w rodzinnych ucztach, weselach, wyjściach do miasta czy wycieczkach krajoznawczych. Jak sam tytuł książki wskazuje – to już jest jej rodzina.

Zakładniczki historii

Jaki wyłania się z tego obraz kobiet? Warto wspomnieć, że na warunki ich życia miała ogromny wpływ burzliwa historia Algierii – odzyskanie niepodległości, a następnie wojna domowa między rządem a islamistami, zwana czarną dekadą. Codzienność Algierek 50 lat temu a teraz – to dwa różne światy. I niekoniecznie ten obecny uznamy za bliższy nam.

Dlaczego? Da się to zauważyć choćby przy kwestii noszenia chust. Lata 70. XX wieku były czasami wielkiej wolności i swobody. Wtedy noszenie takiego okrycia uznawano za synonim zacofania. W okresie czarnej dekady Algierki były jednak do tego zmuszane. Oczywiście, wiele z nich opierało się systemowi i nie zakładalo chust, ale wtedy musiały liczyć się z obelgami na ulicy. Współcześnie, za zacofane uważa się kobiety, które chust nie noszą (chociaż one uważają się za przekorne i wyzwolone). Włosy zakrywa się nawet małym dziewczynkom.

Życie w cieniu męża

To, co chyba szczególnie porusza innowierców w islamie to prawo stanowiące, że pełną odpowiedzialność za kobietę ponosi jej mąż. Na kartach książki “Moja algierska rodzina” wielokrotnie znajdziemy potwierdzenie tej zasady. Algierka mieszka albo z rodzicami albo z mężem. Może się kształcić (Schwarzer poznaje m.in. dyplomowane pielęgniarki oraz dziennikarki), ale to od jej mężczyzny zależy, czy będzie mogła pracować w zawodzie (według danych statystycznych w 2017 roku pracowało 17% Algierek). Najczęściej jednak zostaje w domu, zajmuje się powiększającą się rodziną. Bywa, że nigdy nie może wychodzić z domu sama, nawet w zakupach musi towarzyszyć jej mąż. Takie ubezwłasnowolnienie sprawia, że stany depresyjne u mieszkanek Algierii nie są rzadkością. Ale jeśli wyobrażacie sobie teraz tego męża jako bezkompromisowego brutala, to jesteście w błędzie. Autorka książki oddaje sprawiedliwość mężczyznom, zaznaczając, że są odpowiedzialni, troskliwi i swą rodzinę stawiają na pierwszym miejscu. Jak widać, te wszystkie cechy nie muszą się wykluczać w kulturze islamu.

Razem a jednak osobno

Z jednej strony, mężczyzna nie opuszcza kobiety na krok. Z drugiej, życie towarzyskie prowadzą osobno. W “Mojej algierskiej rodzinie” przeczytamy o uroczystych obiadach i weselach, podczas których przedstawiciele różnych płci jedzą, a nawet bawią się osobno. Wspólny taniec? Dopiero po wielu godzinach imprezy. Wystawna kolacja? Najpierw niech posilą się panowie. Autorka książki, jako Niemka, jest gdzieś między nimi. Koleżankom jest jej żal, że musi czekać na danie, dlatego od czasu do czasu podrzucają jej jakiś smakołyk. Taki podział zauważalny jest nawet w szkole. Dziewczynkom nie wolno zadawać się z chłopcami.

Takich ciekawostek znajdziecie w reportażu Alice Schwarzer znacznie więcej. To, pomimo czasami szokujących wątków, krzepiąca opowieść o kobietach, które są w tym wszystkim razem, wspierają się i rozumieją. Dziennikarka zapisuje ich zwierzenia, ale też czyni własne obserwacje. Co ważne, nie ocenia. Jest bardzo obiektywna. I każdy czytelnik powinien taki być, pamiętając, że wiara muzułmańska jest rozmaicie interpretowana i praktykowana w różnych punktach globu. Publikacja ta pozwala więc nie tylko spojrzeć w okna algierskich rodzin, ale także uczy tolerancji i zrozumienia. Nawet jeśli to, co przeczytacie będzie Was początkowo szokować, a nawet denerwować. To naprawdę dobra lektura na wakacje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Scroll to top