O przyszłych mamach sprzed lat – recenzja filmu “U progu życia” Ingmara Bergmana

W tym dziwnym momencie, gdy świat zamarł, mam nadzieję, że macie, drogie Zołzy, nareszcie trochę czasu, by nadrobić kulturalne zaległości. Dlatego dziś przychodzę do Was z propozycją filmową – uwaga – sprzed 62 lat. Brzmi odstręczająco? Niekoniecznie. Kino to doskonały wehikuł czasu, który pozwala przekonać się, jak kiedyś wyglądał świat, a jednocześnie ile wspólnego ma przeszłość z teraźniejszością. Warto skorzystać z możliwości odbycia takiej podróży. Film, o którym chcę dziś opowiedzieć to “U progu życia” w reż. Ingmara Bergmana.

Znawca kobiecej psychiki

Ten najwybitniejszy szwedzki (i jeden z najgenialniejszych światowych) reżyser uznawany był za znawcę kobiecej psychiki, co było na pewno skutkiem jego bujnego życiorysu. Latami otaczany bezwarunkową nadopiekuńczością matki i bardzo kochliwy – wszak miał aż pięć żon. To wszystko znalazło ujście właśnie w filmach Szweda. “U progu życia” to jeden z mniej znanych jego obrazów – a szkoda, bo dotyka kwestii, która dotyczy każdej kobiety – macierzyństwa. Może oburzycie się na te słowa, ale przecież nie można zaprzeczyć ogólnej prawdzie, że to właśnie kobiety otrzymały wielki dar bycia matką. Odstępstwa od tego faktu mogą wystąpić później. Są kobiety, które chcą być matkami, są takie które nie chcą, a także te, które nie mogą. Szukają alternatywnych metod posiadania potomstwa. Niemniej, temat macierzyństwa, choćby na chwilę, pojawia się w życiu każdej z nas. Dlatego uważam, że film “U progu życia” może być bliski nam wszystkim.

Połączyła je szpitalna sala

Jego akcja toczy się w drugiej połowie lat 50. na oddziale położniczym jednego ze szwedzkich szpitali. Główne bohaterki to pacjentki, które połączyła wspólna szpitalna sala. Stine, Cecilia i Hjördis – każda w innym wieku i w nieco innej sytuacji życiowej. To, że znalazły się na oddziale położniczym, wcale nie oznacza, że każda z nich przeżywa niczym niepohamowaną radość. Stine czeka na szczęśliwe rozwiązanie, jest spokojna, bo to nie jej pierwszy poród. Cecilia właśnie poroniła, co skłania ją do rozważań nad przyszłością swojego małżeństwa. Hjördis zaszła w nieplanowaną ciążę, jest młodziutka i nie czuje się gotowa na zmiany w życiu. Co ciekawsze, opiekuje się nimi dzielna lekarka, która nosi w sobie smutną tajemnicę. Dla każdej z nich najbliższe godziny okażą się decydujące i rzutujące na przyszłość.

Film Bergmana jest wyjątkowy dzięki temu, że ukazuje blaski i cienie oczekiwania na potomka. To nie jest lukrowana historia o ciążowych brzuszkach, ale opowieść, że nie zawsze wszystko toczy się tak, jak byśmy chcieli. Bo to, co wydaje się prowadzić do szczęśliwego finału, może okazać się złudnym przeświadczeniem. Ale z drugiej strony to, co zakrawa początkowo na koniec świata, można pokonać.

Opieka medyczna sprzed lat

Obraz jest interesujący jeszcze pod jednym względem. Jego premiera nastąpiła w 1958 roku, dzięki czemu możemy przekonać się jak wyglądała opieka medyczna w tamtym czasie. Pomyślimy: Szwecja? To zapewne medycyna na wysokim poziomie! I o ile badanie brzucha ciążowego trąbką lekarską zamiast oczywistego dziś USG, jeszcze nie dziwi, to już położne polecające przyszłym mamom picie piwa na wywołanie porodu wprawiają nas, współczesnych, w osłupienie! O paleniu papierosów w szpitalnej sali nie wspominając. Jak widać, na całym świecie medycyna poszła do przodu o  lata świetlne.

Nie tylko dla kobiet

Polecam ten film mamom i nie-mamom – każda może się z nim identyfikować. Rekomenduję go także mężczyznom, szczególnie tym ciekawym, co my przeżywamy w momencie gdy dajemy nowe życie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.

Scroll to top